jak wygląda astrologia

Wierzycie w horoskopy? Mnie zawsze nurtowała ta strona życia.. trochę nieznana, tajemnicza. Zawsze lubiłam bawić się w przypisywanie pewnych cech konkretnym znakom zodiaku i często było w tym trochę prawdy. Oczywiście nie wierzę w horoskopy z gazet, bo piszą je redaktorzy, a raczej ciężko mi uwierzyć w ich zaawansowaną znajomość astrologii. Poza tym, jak wielu z nas, chciałabym poznać swoją przyszłość… oczywiście tę dobrą i świetlaną. Bo chyba o tych złych rzeczach się nie mówi… przecież musi istnieć coś takiego jak astrologiczny kodeks etyczny.

Dlatego też ostatnio, kiedy nadarzyła się okazja postawienia takiego horoskopu, nie mogłam z niej nie skorzystać. Redakcja, w której na co dzień pracuję organizowała wielki festiwal jogi, gdzie jednym z prelegentów był astrolog wedyjski. Już na zeszłorocznym festiwalu chciałam się do niego udać, ale niestety jako organizator, nie miałam na to kompletnie czasu. W tym roku, jako że musiałam zostać dzień dłużej, dorwałam astrologa ok. 22 w niedzielę, kiedy wracał z kolacji i ubłagałam o ujawnienie mojej przyszłości.

Astrologia wedyjska jest nieco inna niż nasza zachodnia. Wywodzi się z Indii i ma ponad 5 tysięcy lat. Większy nacisk kładzie się w niej na położenie księżyca w momencie narodzin, a nie Słońca.

Ale, ale… pewnie jesteście ciekawi, jak to się wszystko odbyło…

Astrolog spisał moją dokładną datę urodzenia wraz z godziną, miejscem urodzenia i zamieszkania oraz spytał, czy jestem mężatką i czego oczekuję po naszym spotkaniu. Wpisał wszystkie dane w swój specjalny program komputerowy i voilà… Komputer dokonywał wyliczeń, a ja z zapartym tchem czekałam na moją wróżbę. Tak naprawdę chciałam dowiedzieć się, że moja kariera aktorska nagle ruszy z kopyta, ale niestety nie usłyszałam niczego takiego. Co więcej, nie usłyszałam żadnej wróżby, żadnego będziesz tym i tym, zrobisz to i to, czy choćby… poznasz wysokiego bruneta wieczorową porą.

Będę bogata!!!

Dowiedziałam się za to, w czym mogłabym się spełnić, na czym zbić majątek i czego unikać oraz z kim nie robić interesów. Co prawda astrolog powiedział mi, że będę bogata… ha ha ha, no może bardziej, że nie będę narzekała na brak pieniędzy i że za kilka lat zacznie się okres mojego prosperity. Co prawda wspomniał, że budowanie mojego majątku zaczęło się w 2005 r., czyli teoretycznie w czasie, kiedy powinnam zacząć pracę po skończeniu studiów. Ja zaczęłam ją w 2006 r. i raczej budowanie majątku to to nie było.;)

Bardzo naciskał mnie też na to, że powinnam mieć dziecko. Nie wiem, czy przemawiała przez niego kultura indyjska, czy rzeczywiście zobaczył coś w gwiazdach. Dowiedziałam się też podstawowych rzeczy – o swoim ascendencie, księżycu, o tym jaki kolor jest dla mnie dobry, jaki kamień, jaką biżuterię powinnam nosić i kiedy powinnam ją włożyć po raz pierwszy.

Powiedział mi też, w jakiej działalności bym się odnalazła. Znalazł się tam m.in. konsulting, PR… coś w tym może być, bo w promowaniu innych jestem świetna. Autopromocja z kolei wychodzi mi nieco gorzej. Doradzanie też zawsze szło mi całkiem nieźle. Jeszcze w liceum i w trakcie studiów koleżanki wydzwaniały do mnie po nocach po porady sercowe. Zresztą nawet chciałam iść na psychologię, ale rodzice przekonali mnie, że po tym kierunku nie ma pracy.

Inną rzeczą, którą powiedział mi astrolog było to, że mogę mieć pieniądze z biura turystycznego i że będę miała pracę, która umożliwi mi podróże po świecie. Podobno odwiedzę Japonię, Koreę i będę miała jak to się wyraził „small turistic car” (mały samochód turystyczny – zakładam, że chodziło mu o campera). Wizja podróży bardzo mnie ucieszyła, bo jest to moja wielka pasja i nawet teraz próbuję przygotowywać vloga turystycznego, także kto wie. Najdziwniejsze było dla mnie to, że mogę mieć pieniądze z produkcji mebli lub rolnictwa, co totalnie do mnie nie pasuje, ale astrolog stwierdził, że mam na to patrzeć w perspektywie całego życia.

Co ze zdrowiem?

Wskazał też na co muszę uważać ze swoim zdrowiem, czego jeść więcej aby zrównoważyć swoją doszę (tu już wszedł w kwestie związane z medycyną ajurwedyjską). Zalecił mi medytacje, aby ukoić nerwy, które podobno powodują wszystkie moje problemy ze zdrowiem (i jest to bardzo wysoko prawdopodobne). Generalnie mogłam mu jeszcze zadać pytania o rzeczy, które mnie interesowały, ale najlepsze przyszły dopiero pod koniec spotkania, kiedy już nie było na nie czasu.

Wierzyć, czy nie?

Na początku bardzo wzięłam sobie to wszystko do serca, ale potem pomyślałam, że co, jeżeli godzina mojego urodzenia, którą podała mi bez przekonania moja mama, nie była właściwa. Że może dostosuję swoje życie do nieswojego horoskopu i co wtedy. Poza tym, jak powiedział mój znajomy… Wierząc, że najbliższe 3 lata nie przyniosą mi żadnego sukcesu, zwłaszcza w mojej największej pasji, osiądę na laurach i przestanę działać, wierząc, że mój czas dopiero nadejdzie…